Kilka dni temu dotarł do mojego domu nowy numer "Kaktusów i Innych". Tak, jak się spodziewałem, i tym razem nie było mi dane zawieść się nieocenioną wartością wnoszoną przez to czasopismo do naszego kaktusiarskiego światka, a zarazem stale go ożywiającym i pobudzającym do kolejnych hodowlanych wyzwań.
Każdy, włączając w to dopiero co raczkujących w obszarach naszej wspólnej kolekcjonerskiej pasji, a także stare wilki, znajdzie w periodyku coś, co przyciągnie jego uwagę. Samemu było mi dane z zadowoleniem przeczytać ciekawą edytorską notkę, w której autor potwierdza moje doświadczenia odnośnie „ukrytych” wśród popularnych kaktusów ciepłolubów, takich jak niektóre pilosocereusy, fraileje, notokaktusy, gymnokalicja, ferokaktusy, czy prawie wszystkie gatunki kolumnowe, z którymi to miałem niestety niemiłe doświadczenia podczas moich pierwszych amatorskich prób zimowania.
Prawdziwym hitem numeru, ponieważ wykraczającym poza powszechnie obowiązujące ramy powszechnie pojętego „kaktusiarstwa” i „sukulenciarstwa”, jest artykuł o roślinach mrówkowych z terenów Eurazji.
Kolejny z serii numer "Kaktusów i innych" obfituje w niezliczoną liczbę przyciągających wzrok pięknych fotografii, stając się coraz godniejszym pretendentem do miana profesjonalnego czasopisma. Pomiędzy specjalistycznymi artykułami, jakie stanowi przykładowo kontynuacja serii rozbierającej na czynniki pierwsze zagadnienie poliploidalności (zwiększonej liczby zestawów chromosomów) wśród kaktusów, „rozprawienie” się z kaktusowymi faktami i mitami utrwalonymi przez lata w specjalistycznej literaturze, spojrzenia na wybrane gatunki, m.in. Escobaria lloydii, Ferocactus wislizenii ssp. herrerae, Obregonia denegrii, Pelecyphora asselliformis czy całe rodzaje (Buiningia), a także grupy kaktusów – tym razem kolumnowych, umiejętnie wtrącono kolekcjonerskie ciekawostki oraz hodowlane sekrety. Ożywia to w znaczny sposób lekturę i wzbudza czytelniczą czujność.
Wydanie dopełnia kilka podróżniczych relacji do kaktusowych macierzy, w tym Arizony, pustyni Sonora, czy pewnego ciekawego stanowiska nad Rzeką Księdza.
Mając na uwadze wymienione po krótce informacje, z całą szczerością mogę stwierdzić, że lektura „KiI” stanowiła dla mnie prawdziwą przyjemność.